Brooks Falls to nazwa rozpalająca wyobraźnię fotografów i miłośników zwierząt z całego świata. Choć stoi za nią zaledwie niewielki wodospad, to przeżycia z nim związane zostają niewątpliwie do końca życia. Każdego lata, właśnie w tej lokalizacji, rozpoczyna się niezwykły spektakl, który także Ty, możesz zobaczyć na własne oczy.
Uwaga: artykuł to swobodna relacja tekstowo-zdjęciowa z wizyty w Brooks Falls, która pojawiła się w styczniu 2023 roku na portalu Onet.pl. Jeżeli szukasz informacji dotyczących planowania podróży do Brooks Falls zapraszamy do zapoznania się z tekstem TUTAJ.
Brooks Camp w Parku Narodowym Katmai na Alasce
Obszar, na którym znajduje się wodospad Brooks Falls , określa się mianem Brooks Camp i jest on zarządzany przez służbę parków narodowych Stanów Zjednoczonych. Choć teren ten jest zaledwie malutkim wycinkiem Parku Narodowego Katmai — czwartego co do wielkości parku narodowego USA, to właśnie tutaj gromadzi się największa liczba turystów. Poza krótkim sezonem na obserwację niedźwiedzi park stoi praktycznie pusty, dlatego infrastruktura jest tu bardzo ograniczona. W roku 2021 na terenie Katmai zameldowało się zaledwie 25 tys. odwiedzających, co jest szóstym najniższym wynikiem wśród parków narodowych USA. Dla porównania taka liczba turystów pojawia się latem w ciągu zaledwie jednego weekendu w najpopularniejszych parkach kraju.
Aby wybrać się do Brooks Falls, trzeba zainwestować trochę czasu oraz pieniędzy. Ma na to wpływ kilka czynników: rosnące zainteresowanie, bardzo krótki sezon do obserwacji zwierząt oraz — przede wszystkim — lokalizacja. Do Brooks Camp nie prowadzą bowiem żadne drogi lądowe, więc dostać się tu można, przede wszystkim korzystając z małych samolotów określanych mianem Air Taxi, taksówek powietrznych. Biorąc pod uwagę ograniczony czas i sprzyjające warunki pogodowe, zdecydowałem się na lot z miasteczka Homer. Taka ośmiogodzinna (w tym półtorej godziny lotu w jedną stronę) „przyjemność” kosztowała mnie 1,1 tys. dol. Plus napiwek.
Ekscytacja dawno przyćmiła już poniesione koszty. Wreszcie wybierałem się do Brooks Falls, miejsca, które do tej pory znałem wyłącznie ze zdjęć profesjonalnych fotografów oraz niedzielnych programów z narracją Krystyny Czubówny.
Wyprawa do Brooks Falls
Lot 10-osobowym samolotem DHC-3 Otterminął zaskakująco szybko i spokojnie. Aktywne wulkany czy przerywające taflę oceanu wieloryby nie były w stanie nikogo zaspokoić. W ciszy, z wypiekami na twarzy, wszyscy pasażerowie myśleli już o Brooks Falls.
Lądowanie na jeziorze Naknek okazało się delikatniejsze niż te na lotnisku we Wrocławiu. Nasz pilot Dave, ubrany w wysokie wodery, wyrzucił na brzeg plecaki, niespecjalnie mając na uwadze wartość sprzętu fotograficznego, który się w nich znajdował. — Pójdziemy na skróty, przez lasek. Aha, no i uważajcie na niedźwiedzie… — uśmiechnął się w naszą stronę, złapał za wędkę i ruszył w stronę zarośli. — Chodźcie!
Po krótkim spacerze dotarliśmy do drewnianego budynku, gdzie musieliśmy pozostawić zabrany ze sobą prowiant. Poruszając się po terenie Brooks Camp, nie można nosić ze sobą żadnej żywności, której zapach mógłby zainteresować zwierzęta, a obowiązkiem odwiedzających jest spożywanie posiłków wyłącznie w wyznaczonej strefie otoczonej płotem elektrycznym.
Następnie udaliśmy się do kolejnego budynku zarządzanego przez National Park Service. Tam czekała na nas filmowa prezentacja wyjaśniająca możliwości, przywileje, obowiązki oraz zagrożenia związane z wizytą w Brooks Camp. Poznaliśmy minimalną odległość, jaką należy utrzymać od niedźwiedzi (50 m), a także dowiedzieliśmy się, że nie zawsze udaje się ją zachować. Utrwaliliśmy zasady bezpiecznego wędrowania po terytorium niedźwiedzi (poruszanie się w grupie, robienie hałasu) oraz dowiedzieliśmy się, co robić podczas ewentualnego spotkania z drapieżnikiem („Nigdy, ale to nigdy nie uciekajcie!„).
Po zakończeniu prezentacji przyszła pora na krótką powtórkę, którą przeprowadzili już strażnicy parku. Pomimo uśmiechów i panującej ekscytacji czuć było też powagę. Odpowiedzialność parku jest tu bardzo duża. Niewiele przecież potrzeba, aby bezpowrotnie zmienić nawyki zwierząt. Brooks Camp istnieć będzie tak długo, jak my będziemy wykazywać się wobec miejsca szacunkiem. Na pożegnanie każdy z uczestników otrzymał srebrną przypinkę potwierdzającą zdobytą wiedzę. Teoria zdana. Nadeszła pora, aby wykorzystać ją w praktyce.
Na miejscu
Poruszanie się po terenie Brooks Camp jest stosunkowo proste. Znajduje się tu zaledwie kilka szlaków. Pierwsze niedźwiedzie zobaczyliśmy, właściwie rozpoczynając naszą wędrówkę. Była to sporych rozmiarów samica z podążającą za nią trójką małych niedźwiadków, które co chwilę robiły postoje na zabawę w wysokich trawach. Zaczęło się wspaniale.
Naszym głównym celem było dotarcie do najsłynniejszego punktu — wodospadu Brooks Falls. Poprowadził nas do niego kilometrowy, bardzo płaski szlak, z którym spokojnie poradzą sobie zarówno osoby najmłodsze, jak i seniorzy. Odcinki nad rzeką i mokradłami wytyczone zostały na specjalnych podniesionych platformach z zamykanymi bramkami, aby nie wpuścić na nie niepożądanych niedźwiedzi. Reszta ścieżek jest już w terenie zalesionym, co sprawia, że każdy szelest mocno działa na wyobraźnię.
Podczas półgodzinnego spaceru mieliśmy okazję zobaczyć kolejne niedźwiedzie, niekiedy nie dalej niż w odległości 50 m. Co najciekawsze, w żadnym momencie nie czuliśmy się zagrożeni. Poruszając się w większej grupie, za każdym razem ustępowaliśmy miejsca drapieżnikom, które chętnie korzystają z tych samych ścieżek co ludzie. Zwierzęta przyzwyczajone są do obecności człowieka, a ponieważ nikt nigdy tu na nie nie polował, nie utożsamiają nas z zagrożeniem. Wizyta w Brooks Camp całkowicie zmienia postrzeganie zwierząt uformowane często w naszych umysłach przez wybiórcze, wyrwane z kontekstu informacje o zabójczych niedźwiedziach.
Do najsłynniejszego punktu widokowego — Falls Platform — dotarliśmy cali, zdrowi i bardzo szczęśliwi. Ponieważ przylecieliśmy tu pod koniec czerwca, udało nam się uniknąć tłumu turystów. W połowie lipca, gdy liczba niedźwiedzi na wodospadzie jest zazwyczaj największa, czas oczekiwania na wejście na platformę wynosi nawet półtorej godziny.
Kolejne godziny spędziliśmy spokojnie, poruszając się kolejnymi szlakami wytyczonymi na terenie Brooks Camp. Obserwowaliśmy niedźwiedzie skutecznie przeganiające wędkarzy, samice broniące swoich małych, samce rywalizujące o pozycję na rzece i wszystkie możliwe techniki polowania na łososie. W ten piękny czerwcowy dzień wszystko zgrało się idealnie. Pogoda, towarzystwo i cudowna przyroda. Nie pozostaje nic innego, jak odłożyć trochę pieniędzy i planować kolejną wizytę w tym wyjątkowym miejscu.
0 Komentarzy